Starcie Śląska z Koroną było pojedynkiem na ławce trenerskiej dwóch legend wrocławskiego klubu: Ryszarda Tarasiewicza i Tadeusza Pawłowskiego. Smaczku dodawał fakt, że obaj za sobą nie przepadają. Lepsi okazali się podopieczni tego drugiego, po ładnej akcji Krzysztofa Ostrowskiego z Flavio Paixao, ale mecz nie był wielkim widowiskiem.
Trener Pawłowski przed meczem mówił, że Korona zagra we Wrocławiu defensywnie i jego zespół zostanie zmuszony do ataku pozycyjnego. Przewidywania szkoleniowca Śląska sprawdziły się w stu procentach. Goście od pierwszej minuty koncentrowali się na obronie własnej bramki, a później myśleli o atakach. Może nawet nie o atakach, ale o wywalczeniu w pobliżu pola karnego gospodarzy stałego fragmentu gry, co dawało okazje do dośrodkowania w pole karne, gdzie o piłkę mieli walczyć rośli zawodnicy gości.
Do przerwy kielczanie mieli właściwie tylko jedną okazję do zdobycia gola. Nie było to jednak po rzucie wolnym, czy rożnym, ale po kiksie Mariusza Pawełka. Bramkarz gospodarzy wdał się w drybling z Przemysławem Trytko i napastnik Korony bliski był przejęcia piłki.
Śląsk miał zdecydowaną przewagę w posiadaniu piłki, ale nic z tego nie wynikało. Najbliższy zdobycia gola był w 7. minucie, kiedy wyprowadził kontratak po stałym fragmencie gry dla Korony. Sebastian Mila idealnie zagrał do Pawła Zielińskiego, ale obrońca wrocławian, będąc sam na siódmym metrze, nie trafił w bramkę. Później jeszcze kilka razy mocno się zakotłowało w polu karnym gości, lecz za każdym razem w ostatniej chwili obrońcom udawało się wybić piłkę.
Druga część spotkania mogła się świetnie zacząć dla Korony. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego najwyżej do piłki wyskoczył Trytko i posłał piłkę w róg bramki. Pawełek jakimś cudem zdołał jednak sparować uderzenie na rzut rożny.
Był to sygnał do odważniejszych ataków, bo goście po przerwie śmielej podeszli do przodu i coraz częściej gościli pod bramką Śląska. Duża w tym była zasługa wprowadzonego Michała Janoty, który potrafił przytrzymać piłkę w środku pola i nie kopał jej bezmyślnie do przodu, ale próbował rozgrywać.
Wrocławianie sprawiali wrażenie zaskoczonych. Zaczęli grać chaotycznie i mieli problemy z rozegraniem składnej akcji. Pierwszą przeprowadzili dopiero po kwadransie, kiedy Ostrowski świetnie dograł do wbiegającego Roberta Picha, ale ten z kilku metrów nie trafił w bramkę. W 73. minucie Ostrowski popisał się jeszcze lepszym podaniem do Paixao, a Portugalczyk w trudnej sytuacji uderzył w długi róg i piłka wtoczyła się do siatki.
To była ostatnia ciekawa sytuacja w piątek na wrocławskim stadionie. Korona niby chciała odrobić starty, ale nie miała na tyle umiejętności, aby zagrozić poważnie Pawełkowi. Śląsk natomiast myślał już tylko o obronie skromnego prowadzenia i to się mu udało.
Śląsk Wrocław – Korona Kielce 1:0 (0:0)
Bramki: 1:0 Flavio Paixao (73).
Żółte kartki:
Śląsk Wrocław: Krzysztof Danielewicz, Juan Calahorro.
Korona Kielce: Serhij Pyłypczuk, Paweł Golański, Radek Dejmek.
Sędzia:
Tomasz Musiał (Kraków). Widzów 7 669.
Składy:
Śląsk Wrocław: Mariusz Pawełek – Paweł Zieliński, Piotr Celeban, Tomasz Hołota, Dudu Paraiba – Flavio Paixao, Lukas Droppa, Krzysztof Danielewicz (59. Tom Hateley), Sebastian Mila, Robert Pich (85. Juan Calahorro) – Mateusz Machaj (59. Krzysztof Ostrowski).
Korona Kielce: Vytautas Cerniauskas – Paweł Golański (26. Boliguibia Ouattara), Piotr Malarczyk, Radek Dejmek, Kamil Sylwestrzak – Jacek Kiełb, Vlastimir Jovanovic (83. Olivier Kapo), Kyryło Petrow, Vanja Markovic (46. Michał Janota), Serhij Pyłypczuk – Przemysław Trytko.