Co to znaczy, że Jezus jest Oblubieńcem? Dlaczego jest to tak ważne stwierdzenie dla chrześcijan? I jakie znaczenie mają w Biblii relacje? – odpowiada o. dr hab. Jan Strumiłowski z Archiopactwa Cystersów w Jędrzejowie, podczas kolejnej konferencji z cyklu „Rozmowy o wierze”.
Jezus – Oblubieniec. Dlaczego to stwierdzenie jest tak ważne dla chrześcijaństwa?
Jest to oryginalne stwierdzenie na tle innych religii. Nadaje ono konkretną formę i kształt naszej wierze. Mamy taką tendencję, żeby religię sprowadzać do zbioru zasad, przepisów i przykazań. Bardzo często w taki właśnie sposób przeżywamy nasze chrześcijaństwo, jako doktryny, przykazania i zasady moralne. Natomiast jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że Chrystus jest Oblubieńcem, to tożsamości Oblubieńca nie da się rozpatrywać inaczej, niż w kategoriach relacji. W istocie, chrześcijaństwo jest relacją. Jest to relacja do Boga i tutaj nie chodzi tylko o zasady. Owszem, zasady wyznaczają, w jakim obrębie ta relacja się mieści i na czym ma polegać. Jednak słowo „Oblubieniec” mówi, że chrześcijaństwo jest szczególną relacją, ponieważ nie znamy bardziej przepełnionej miłością, głębszej i bardziej intymnej relacji, niż relacja oblubieńcza. Widzimy, że Kościół nie waha się nazwać w ten sposób Jezusa. To oznacza, że nie jest to tylko Pan, Zbawiciel, Wszechwładca i Prawodawca, ale nade wszystko Oblubieniec.
Niebo, piekło, czyściec – jak da się je porównać do relacji?
Jeśli uważamy, że chrześcijaństwo jest relacją, to na każdy element możemy patrzeć w tym kluczu. Jest taka tendencja w teologii, żeby tłumaczyć prawdy wiary w sposób relacyjny.
Patrząc w ten sposób na Niebo, nie jest to po prostu kraina ogromnego szczęścia, która nie wymaga nikogo innego do tego, żebyśmy dobrze się mieli. Jeśli spojrzymy na niebo jak na relację, to istotą Nieba jest więź miłości z Bogiem. Jesteśmy spełnieni, posiadamy życie wieczne, kiedy na sposób oblubieńczy łączymy się z naszym Bogiem, który zaspokaja wszystkie tęsknoty naszego serca i jest pełnią miłości. Niebo w tym kontekście jest absolutnym zjednoczeniem. Teraz cierpimy, bo jesteśmy z dala od Chrystusa. Natomiast On potrafi dać nam absolutną miłość i szczęście.
Piekło w takiej perspektywie jest nie tyle miejscem udręki i tortur, ale stanem relacji, a właściwie totalnym brakiem relacji, w którym popadamy w skrajny egocentryzm i samotność. Relacja miłości, albo jej brak stanie się w przypadku piekła czymś definitywnym, co będzie stanowić o tym, kim jesteśmy i w jaki sposób jesteśmy. W kontekście relacji, piekło to samotność, która nie tylko nam towarzyszy, ale nas definiuje. To taka samotność, która definiuje tożsamość danego człowieka, i która bardzo boli.
Najtrudniej wytłumaczyć w kontekście relacji czyściec. To jest stan, albo miejsce, gdzie dostępujemy oczyszczenia z naszych grzechów i jest to bolesne oczyszczenie. Osoba, która idzie do czyśćca jednocześnie wie, że jest zbawiona. Nie da się z czyśćca iść do piekła. Można iść tylko do nieba. Jest tam, oprócz cierpienia ogromny, ładunek nadziei. Porównując to do relacji, wyobraźmy sobie sytuację, w której jesteśmy do kogoś źle nastawieni, krzywdzimy go i nagle się dowiadujemy, że on cały czas nas kochał, a wszystko, co mieliśmy mu za złe, źle postrzegaliśmy. Odkrycie takiej sytuacji w życiu wiąże się z ogromnym poczuciem wstydu: ten człowiek byłby w stanie oddać za mnie życie, a ja tak źle o nim myślałem. Tak bardzo się pomyliłem i tak bardzo go krzywdziłem. Czyściec to jest konfrontacja naszego grzechu z miłością Boga. Przez grzechy obrażamy Go, a po śmierci, gdy stajemy oko w oko z totalną miłością Chrystusa, widzimy w prawdzie nasze czyny i jesteśmy do bólu zawstydzeni. Boli nas nasza niewierność, a jednocześnie zachwyca i oczyszcza nas z egoizmu miłość Chrystusa.
Czy z Bogiem można porozmawiać jak z kolegą? Czy możemy do tego sprowadzić tą relację?
Jeśli konsekwentnie spojrzymy na całe Objawienie, to wydaje się, że współczesny pomysł trywializowania Boga i traktowania Go, jak kolegi jest czymś bardzo złym. Z jednej strony ma w sobie coś dobrego, bo sprzeciwiamy się legalizmowi religijnemu i zaczynamy Boga traktować, jako Osobę. Jeśli chcemy nawiązać z kimś relację, to musimy znać tożsamość tej osoby. Inaczej ta relacja się nie uda. Jeśli pójdziesz na rozmowę kwalifikacyjną o pracę i zapomnisz, że osoba, z którą rozmawiasz jest ponad tobą, że od niej wynik tej rozmowy zależy, to strywializowanie tej relacji nas zgubi. W sytuacji, gdy zwracasz się do Boga, jak do kolegi, jest podobnie. Bo kolega, to ktoś pobłażliwy, kto zawsze nas poklepie po ramieniu i machnie ręką na to, co było niewłaściwe. Natomiast Bóg, z którym rozmawiamy, mówiąc Mu o naszych grzechach, to nie jest kolega, który poklepie nas po ramieniu. To jest Bóg, który odda za nas życie. To jest Bóg, który widząc nasze grzechy, przeżywa rozdarcie własnego serca. Relacja koleżeństwa nie jest tu właściwa. Nie możemy zapominać, że pomimo ogromnej miłości, jaką Bóg nas darzy, On jest Panem i tego nic nie zmieni.
Bardziej stosowna wydaje się relacja przyjacielska, w tradycyjnym rozumieniu. Jezus, kiedy nazywa uczniów „przyjaciółmi”, a nie „sługami”, wyjaśnia, na czym polega ta przyjaźń. Chodzi o to, że powiedział im wszystko, że nie ma przed nimi tajemnic, podzielił się tym, co najbardziej głębokie. I to pokazuje, że przyjaźń jest jakąś formą głębokiej miłości. A to już coś innego, niż zwykłe koleżeństwo.
Co Bóg w Piśmie Św. mówi nam o swojej relacji do człowieka (na przykładzie Ozeasza i Ezechiela)?
Właściwie całe Pismo Św. to opowieść o relacji. Nie znajdziemy tam katechizmu, może w Starym Testamencie są zapisy z zasadami i prawami, ale mają one regulować relacje Izraela do Boga. Cała historia Izraela to jest historia relacji.
Są księgi, które szczególnie pokazują relację Boga do człowieka, jak księgi Ozeasza i Ezechiela. Księga Ozeasza pokazuje Boga, jako małżonka Izraela. Treść tej księgi sprowadza się do proroctwa, które Ozeasz miał pokazać swoim życiem. Miał pojąć za żonę kobietę niewierną, która go zdradzała. Została przez niego odrzucona. Pomimo tego, Ozeasz zgodnie z prawem Mojżeszowym nie powinien jej ponownie przyjmować, zrobił to, bo Bóg mu tak nakazał. To był obraz tego, jaki Bóg ma stosunek do nas. To jest relacja małżeńska, oblubieńcza. Kiedy Bóg dał Izraelowi prawo, to były zaślubiny. Kiedy Izrael był niewierny, to była zdrada. Kiedy Bóg dał nam Nowe Przymierze w Chrystusie, to były nowe zaślubiny nowego ludu, które mają być oczyszczające i zbawienne.
Podobnie jest w 16. rozdziale Księgi Ezechiela. Jest tam alegoryczna opowieść o historii Izraela, łudząco podobna do tej z Księgi Ozeasza. Jest ona jednak bardziej sugestywna, bo prorok nie szczędzi gorzkich słów, porównując Izraela do nierządnicy, która uprawiała nierząd bez opamiętania, choć była przez Boga ukochana. Bóg jest pokazany, jako Małżonek, który zachwyca się swoją ukochaną, ozdabia ją drogocennymi klejnotami, łącznie z włożeniem diademu na jej głowę, czyli nadaniem jej godności królewskiej. Mimo to, Izrael zdradza. I znowu zostaje przyjęty, bo miłość Boga jest nieskończona. Te fragmenty szczególnie pokazują, na czym polega relacja Boga do nas.
Dlaczego w Piśmie Świętym znalazła się Pieśń nad Pieśniami, poświęcona oblubieńczej relacji?
Pieśń nad Pieśniami też jest o relacji, ale literalnie dotyczy relacji między ludźmi. To była pieśń świecka, którą początkowo wykonywano jako pieśń weselną. To była erotyczna pieśń, wychwalająca wyjątkową miłość między mężczyzną, a kobietą. Jednak z jakichś względów weszła do kanonu Pisma Św., co dla niektórych biblistów do dziś jest zagadką: w jaki sposób tak świecka pieśń stała się elementem Objawienia. Być może ze względu na to, że inne fragmenty Pisma Św. pokazują tę analogię: Bóg objawia swoją miłość, porównując ją do miłości pomiędzy kobietą, a mężczyzną. W sposób alegoryczny, ta pieśń może być odczytywana, jako miłość Boga i Izraela.
Co ciekawe, niektórzy bibliści wskazują, że opisy Oblubienicy nawiązują do opisu geograficznej krainy, w której przebywał lud Izraela. Natomiast opisy Oblubieńca są łudząco podobne do ornamentów Świątyni Jerozolimskiej.
W tradycji chrześcijańskiej ta księga, Pieśń nad Pieśniami, była szczególnie umiłowana przez mistyków. Mistycy pisząc o swojej intymnej relacji do Boga, o jednoczeniu się duszy z Bogiem, snuli swoje opisy właśnie na kanwie komentarzy do Pieśni nad Pieśniami. W tej opowieści kryje się opowieść o niezwykłej zażyłości człowieka i Boga.
Czy osobista relacja oblubieńcza z Bogiem jest możliwa poza Kościołem?
Na pewno nie bez Kościoła. Czy jest to możliwe poza widzialnymi graniami Kościoła? Być może tak, wtedy, gdy ktoś nie jest w stanie poznać Kościoła, bo Kościół nie dotarł tam z Ewangelią. Jednak Kościół jest jedynym, powszechnym sakramentem zbawienia. Bez Kościoła nie ma zbawienia, nawet, jeśli poza jego granicami formalnymi to zbawienie może się dokonywać.
Jeśli spojrzymy na Nowy Testament, to św. Paweł i św. Jan mówiąc o Chrystusie, jako Oblubieńcu, wskazują, kto jest jego Oblubienicą. Jest to Kościół. Jest to ukochana Jezusa bez skazy, którą umiłował tak, że oddał za nią swoje życie. Również Kościół jest wierną oblubienicą. Nie może wykroczyć poza to, co usłyszał od swojego Pana, Mistrza i Oblubieńca. To jest pierwsza i fundamentalna relacja oblubieńcza, tak silna, że stają się jednym ciałem. Św. Paweł w liście do Efezjan, nawiązując do Księgi Rodzaju, gdy pisze, że mężczyzna opuści swojego ojca i matkę, i zwiąże się ze swoją żoną tak ściśle, że będą jednym ciałem, mówi, że ta wielka tajemnica realizuje się w sposób pełny na przykładzie Chrystusa i Kościoła.
My, żyjąc życiem Kościoła, jednocząc się z nim, wchodzimy w tą relację, stajemy się jej częścią. Na tej zasadzie możemy mówić, że nas łączy oblubieńcza relacja z Chrystusem tylko w Kościele.