Pielęgniarki i położne, które mają zostać zwolnione ze starachowickiego szpitala zamierzają skierować sprawę wypowiedzeń do sądu. Nie zgadzają się z argumentami dyrektora lecznicy- Grzegorza Fitasa, który twierdzi, że nie chciały zająć się pacjentką, która 2 listopada w skandalicznych warunkach urodziła tam martwe dziecko.
Przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w starachowickim szpitalu- Wanda Gut jest zbulwersowana postępowaniem dyrektora. Jak mówi, tego dnia na oddziale było faktycznie pięć położnych, ale każda na swoim odcinku pracy, czyli w sali porodowej, części położniczej, ginekologicznej oraz patologii ciąży. Jak tłumaczy, oddział znajduje się na dwóch piętrach, dlatego jeśli nikt nie zadzwoni i nie poprosi o pomoc, to pozostałe położne nie wiedzą, czy któraś z nich jest potrzebna.
Zdaniem Wandy Gut, nie można stosować odpowiedzialności zbiorowej w stosunku do wybranych osób z białego personelu. Twierdzi, że konsekwencje powinien ponieść także dyrektor naczelny szpitala i dyrektor ds. medycznych, bo to oni wyrażają zgodę na jednoosobową obsadę dyżurów.
Rzecznik prokuratury okręgowej w Kielcach Daniel Prokopowicz przypomina, że po doniesieniach medialnych, śledczy wszczęli w piątek postępowanie w sprawie wydarzeń w szpitalu w Starachowicach. Wczoraj przesłuchano już pacjentkę oraz jej męża i siostrę, jednak ze względu na dobro śledztwa, Prokuratura Okręgowa w Kielcach nie chce zdradzać szczegółów. Zabezpieczono już dokumentację medyczną, śledczy będą się zwracać o uzyskanie kolejnych akt dotyczących zdarzenia, m.in. protokołu po kontroli dyrektora szpitala.
Prokuratura zamierza przesłuchać także lekarzy z lecznicy, jednak najpierw muszą zostać zwolnieni z tajemnicy lekarskiej. Wydanie przez sąd takiego pozwolenia może potrwać kilka dni.
Tragiczne wydarzenia w szpitalu w Starachowicach skontrolował także wojewódzki konsultant ds. ginekologii i położnictwa, profesor Wojciech Rokita. Protokół z tej kontroli trafił już do Ministerstwa Zdrowia, jednak resort ze względu na dobro śledztwa nie chce ujawniać mediom żadnych informacji. Jak czytamy w przysłanym do naszej redakcji komunikacie: „Obecnie z raportem, jak i z wnioskami z niego płynącymi, które wskazał konsultant, zapoznaje się Minister Zdrowia. Trudno na obecnym etapie wskazać, kiedy analizy się zakończą (…), gdyż takie prace nie mogą toczyć się pod presją czasu”.
Sprawę w starachowickiej lecznicy bada także Narodowy Funduszu Zdrowia. Pracownicy tej instytucji sprawdzają, czy w czasie kiedy doszło do tragedii na oddziale znajdowała się wymagana liczba lekarzy, pielęgniarek i położnych, zgodnie z zawartą umową i warunkami określonymi przez ministerstwo zdrowia. Kontrola ta ma się zakończyć na początku przyszłego tygodnia.